Hurt/księgarstwo Wywiady

Mocny człowiek na trudne czasy – Kristof Zorde zmienia rynek księgarski (cz. 1)

dr. Kristof Zorde

Logo BookBook-u zaczęło pojawiać się na witrynach polskich księgarń dwa lata temu. Nowa sieć błyskawicznie zaczęła przejmować księgarnie Domów Książki, inwestować w nie. Przebojem wdarła się na szczyty polskiego księgarstwa, dając wydawcom nadzieję na zmianę skostniałej i niewydolnej struktury sprzedaży książek w naszym kraju. Dziś BookBook z 87 księgarniami jest liczącym się graczem rynku księgarskiego i wciąż się rozwija.


O księgarstwie i samej sieci rozmawiamy z jej twórcą ‒ dr. KRISTOFEM ZORDE. Spotykamy się w jednej z warszawskich księgarń sieci BookBook na rogu Marszałkowskiej i Hożej ‒ byłej księgarni Fundacji Pomocy Bibliotekom. To jeden z największych punktów tej sieci. Księgarnia w ubiegłym roku przeszła generalny remont, czuć jeszcze zapach świeżości. Na ulicy prawie 40-stopniowy upał (połowa sierpnia), wewnątrz nieco lepiej, ale prawie pusto. Nowe, w kolorze pomarańczowym, regały, książki raczej te z górnej półki. Kristof Zorde ma w sobie coś ze światowego luzu ‒ otwarty w rozmowie, bezpośredni, od razu więc przechodzimy na „ty”.

Andrzej Palacz: Jesteś finansistą, czyli wszystkie twe działania powinny być podporządkowane jednemu ‒ osiągnięciu jak największego zysku: kupił, zainwestował, sprzedał; znów kupił, zainwestował… I tak wkoło. Wszystko z zyskiem. Ale książki? W wywiadzie, jaki udzielił nam równo rok temu analityk rynku księgarskiego Wiktor Ostrowski padły o tobie takie słowa: „Ponieważ udało mu się w Polsce stworzyć coś z niczego ‒ tu chodzi o Green Caffe ‒ jest szansa, że również w naszej branży, pewnie dłużej i z większymi oporami i kłopotami, uda mu się stworzyć coś równie solidnego i unikalnego”. Uda się stworzyć?
Kristof Zorde: Inaczej bym się nie zdecydował. Ale po kolei: wszedłem w rynek książki nieco przypadkowo. Otóż zwrócił się do mnie pewien znajomy z prośbą o konsultację w sprawie jego wydawnictwa. Temat mnie zaciekawił, zacząłem bliżej przyglądać się temu rynkowi i ze zdumieniem odkryłem, że jest dość dziwny sektor gospodarki pełen anomalii, które hamują jego rozwój. Po całej masie rozmów z ludźmi z tej branży, wspólnie z grupą wydawców, którą miałem przyjemność poznać, doszliśmy do wniosku, że warto to zmienić,
To nie jest branża interesująca ze względu na rentowność, na zyski, które można osiągnąć. Jest jednak branżą w okresie transformacji, w której można coś zrobić ‒ przejąć jakieś przedsiębiorstwo, rozwinąć i zmienić. I to jest fajne, to ma znamiona wyzwania. W ogóle branża wydawniczo-księgarska jest interesująca, bo książka jest interesująca. Tutaj łączymy przyjemne z pożytecznym. No i niestety, jeśli chcesz mieć coś przyjemnego, to musisz to robić kosztem pożytecznego (śmiech).

Tylko że branża przekształca się od trzydziestu prawie lat i efektów nie widać. Rozumiem, że musisz mieć jakiś fenomenalny pomysł na te zmiany.
Ja nie mam pomysłu, jakiegoś patentu. Po pierwsze, jest to dla mnie nowa branża ‒ dopiero się jej uczę i codziennie odkrywam jakieś jej nowe aspekty. Jest piekielnie trudna. Budowałem już kilka przedsiębiorstw ‒ m.in. bank, firmę konsultingową, i z tych wszystkich projektów ten jest najtrudniejszy. Ale to jednocześnie wyzwanie. Na szczęście jestem na takim etapie kariery zawodowej, że mogę sobie na to pozwolić. Gdyby księgarstwo pojawiło się na mojej drodze wcześniej, to kto wie…

Krótko mówiąc ‒ dorobiłeś się już i możesz sobie pozwolić na „zabawę” w księgarza.
Trochę tak, ale bardziej, że zysk za wszelką cenę nie jest dziś dla mnie celem samym w sobie.
W księgarstwie działam od dwu lat. W tym czasie struktura tego rynku przeszła dynamiczne zmiany. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Jesteśmy świadkami sekularnego trendu wyznaczonego rozwojem technologii, głownie przejściem z książki papierowej na książkę elektroniczną, przejścia z handlu fizycznego na internetowy. Tego przykładem jest choćby Amazon. Ale w którymś momencie, całkiem niedawno,na przestrzeni ostatniego roku, cały świat doszedł do jakiegoś pułapu, przez który rynek książki elektronicznej nie może się przebić. To widać w najbardziej rozwiniętych rynkach świata, takich jak USA czy Wielka Brytania. Pytanie: na jakim etapie my jesteśmy, czy dojdziemy, w jakiejś tam dającej się przewidzieć przyszłości, do poziomu udziału rynku w tych krajach. Wiemy, że Europa kontynentalna nie doszła do tego poziomu co te wymienione kraje, a my jesteśmy w ogonie Europy. Czyli jesteśmy na samym początku zmian. Czyli przed nami przyszłość. Czyli można coś ciekawego zrobić.

W Polsce czytelnictwo zawsze było na niższym poziomie. Możemy dojść do wyższego niż jest w tej chwili, czyli tych 37%. My jesteśmy w innym segmencie antropologicznym.

Paradoksalnie opóźnienie daje szansę na szybszy rozwój, na uniknięcie błędów innych ‒ tych z przodu.
I tak i nie. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Ludzie w każdym kraju są tylko ludźmi. W Czechach np. udział czytelnictwa jest jakieś dwa i pół raza wyższy niż w naszym kraju. Czy dojdziemy do takiego poziomu? Nie! Bo w Polsce czytelnictwo zawsze było na niższym poziomie. Możemy dojść do wyższego niż jest w tej chwili, czyli tych 37%. My jesteśmy w innym segmencie antropologicznym.

To co mówisz jest smutnie…
Smutne? Nie! Dam ci przykład, który może podniesie cię na duchu. Na początku lat dziewięćdziesiątych w ramach grupy doradczej brałem udział w prywatyzacji sektora piwowarskiego. Wówczas spożycie piwa w Polsce wynosiło 28 litrów na osobę. W krajach ościennych, znanych z dużej konsumpcji piwa (Dania, Belgia, Czechy, Niemcy), było to 125 litrów. W krajach śródziemnomorskich ‒ 55 litrów na osobę. Zakładaliśmy, że pić Polacy będą więcej, pytanie tylko ‒ ile? A wiesz ile to jest teraz? ‒ 75. Czyli znów mamy jakąś barierę antropologiczną. Ja myślę, że z książką będzie podobnie. Jesteśmy w stanie w ciągu jakiś 20 lat podnieść poziom czytelnictwa dwukrotnie, ale nie więcej.

1 / 2

2 thoughts on “Mocny człowiek na trudne czasy – Kristof Zorde zmienia rynek księgarski (cz. 1)

Dodaj komentarz