Z Edytą Jungowską, znaną aktorką oraz założycielką i szefową Wydawnictwo Jung-off-ska rozmawiamy o wydawaniu klasyki literatury dziecięcej na audiobookach
Red.: Skąd pomysł na właśnie taką działalność?
Edyta Jungowska: Podobno nie ma przypadków, ale ja zawsze mówię, że stałam się szefem wydawnictwa właśnie przypadkiem. Ktoś kiedyś podsłuchał, jak czytam swojemu synowi książkę Astrid Lingdren o przygodach Pippi i tak się zaczęło. „Powinnaś to przeczytać!” powiedział i po kilku latach, gdy szukałam pomysłu na niezależność, pomyślałam, że przeczytanie o przygodach zbuntowanej Pippi na audiobooku to dobry początek. Ale zanim powstało wydawnictwo, było kilka lat chodzenia z pomysłem, załatwiania praw i masa mało ciekawych ceregieli, chociażby z założeniem firmy – bo dla aktorki to straszna nuda, powiedzmy szczerze. Teraz firma ma kilka lat, nadal jest mała, pracuje w niej kilka osób. Więcej oczywiście jest tych, których zatrudniamy do projektów – grafików, muzyków. Współpracują z nami cudowni ludzie: między innymi Piotr Fronczewski, rysowniczka Joanna Rusinek, wspaniały Piotr Socha, „odjechani” muzycy jak Patryk Zakrocki i Paweł Szamburski oraz wielu innych zapaleńców. Nie mamy jeszcze gigantycznej ilościowo oferty, choć krok po kroku ją powiększamy. Jesteśmy mali, ale mam wrażenie, że rozpoznawalni – głównie ze względu na wartościowe pozycje, które wydajemy i to „coś”, co wyróżnia nasze audiobooki na tle innych – powiedzmy, że jest to poświęcony im czas, na który jako szefowa mogę sobie pozwolić i posiedzieć w studio ciut dłużej, niż to robią inni. Dopieścić, dopracować szczegół, poprawić jak trzeba.
Wydawane przez wydawnictwo Jung-Off-Ska audiobooki to książki Astrid Lindgren i Ericha Kästnera – dlaczego właśnie ci autorzy?
Postawiliśmy na klasykę. Moim zdaniem najlepszą. Nie znalazłam do tej pory żadnej powieści dla dzieci, która by się mogła równać z którąkolwiek z książek Astrid Lindgren. Jest w nich wszystko. Humor, wzruszenie, niebywała mądrość, słuch na dziecięce sprawy, wręcz nadprzyrodzona znajomość dziecięcej psychiki. Ale oczywiście w planach mamy też innych autorów. Mam nadzieję, że już wkrótce objawię to światu i ruszymy z kolejnymi seriami audiobooków i książek. Bo zaczęliśmy wydawać też książki papierowe. Nabieramy doświadczenia przy serii Ericha Kästnera – mam wrażenie, że mimo, iż to nasz „papierowy” debiut, seria została wydana pięknie – dzięki nieśmiertelnemu autorowi, ale też w znacznej mierze dzięki przecudownym rysunkom Joanny Rusinek. Za chwilę papierowa premiera książki ,,35 maja”. Zachęcam do wzięcia tej książki w ręce – sama zacznie się czytać, daję słowo! Czy dzieci chcą jeszcze słuchać opowieści, których słuchali ich rodzice? Że chcą, to mało powiedziane! Rodzice mi donoszą, że dzieci potrafią słuchać Astrid czy Kästnera każdego dnia, słuchają jednej płyty po kilkadziesiąt razy. I znają całe fragmenty na pamięć! Nawet jeśli w książkach opisany jest świat, który zanika, to jest w tych opowieściach coś ponadczasowego, co wyzwala tęsknotę za prostymi emocjami, ufnością, bezpośredniością, lojalnością wobec przyjaciół i co najważniejsze – bezinteresownością. To są światy bez „coś za coś”. Za tym będziemy tęsknić zawsze i w każdym wieku.
Rodzice chętniej kupują dzieciom same audiobooki, czy audiobooki „w pakiecie” z książką papierową?
Powiem szczerze, że nie wiem jaka jest statystyka. Wiem natomiast „od ludzi”, że często kupują jedno i drugie – pewnie trochę dla wygody. Jak mają dość czasu, sami czytają swoim dzieciom, a jak brakuje im chwili – puszczają audiobooka. Ale też audiobook wspaniale sprawdza się w podróży, lepiej niż książka – czytanie w samochodzie dla wielu jest niemożliwe. Generalnie nasze audiobooki trafiają do dzieci, które albo jeszcze nie umieją czytać, albo stawiają pierwsze kroki w czytaniu. Myślę, że zarówno audiobook, jak i książka spełniają tę samą rolę – audiobook zachęca do czytania, książka tę pasję rozwija.
Chyba niełatwo przebić się na rynku księgarskim, wydając tylko audiobooki…
Przebić się jest rzeczywiście trudno. Gdy zaczynaliśmy, nie było jeszcze takiej konkurencji – teraz książek audio jest naprawdę sporo. Ale główny kłopot polega na tym, że do tej pory w księgarniach nie ma widocznej ekspozycji audiobooków. Leżą sobie przytulone do siebie na jakiejś zapomnianej półeczce i żeby ktoś je zobaczył, musi się wysilić, naprawdę ich szukać. Z tego, wydaje mi się, wynika nadal niewielki, w porównaniu na przykład do Niemiec czy Szwecji, procent sprzedaży audiobooków w stosunku do książek papierowych. O spadającym poziome czytelnictwa w Polsce w ogóle nie wspomnę…
Jung-off-ska to wydawnictwo „off-owe”? Stąd nazwa?
„Off” w nazwie początkowo miał jedno tylko znaczenie – miał być „offem” aktorki Jungowskiej, jej niezależną działalnością na „off-ie” szołbiznesu. Czymś własnym, osobistym i przez to „off-owym”. W skrytości jednak marzę o tym, żeby ten „off” na tyle się rozwinął, by pozwolił nam na inwestowanie również w rzeczy ciekawe, nieznane, stricte „off-owe”. Poza tym Jung-off-ska to nie tylko wydawnictwo. Zamierzamy się również na działalność teatralną, a mamy za sobą już nawet produkcję telewizyjną. Jakie wydawnictwo ma plany na najbliższy rok? Chcemy skończyć serię audiobooków Astrid Lindgren. Rozpocząć nową klasyczną serię i serię współczesną. Zapraszam do śledzenia naszych poczynań na www.jungoffska.pl i na naszym profilu na FB.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Katarzyna Wójcik
Dział, w którym zamieszczane są drobne informacje z rynku wydawniczo-księgarsko-poligraficznego.