Historia książki i druku

Antykwariat: “Staroświecki sklep”

W tym dziale chcemy pokazywać książki antykwaryczne, mniej lub bardziej “starożytne”. Liczymy na Państwa współpracę autorską – zachęcamy do dzielenia się wiedzą o książkach, które na Państwa półkach cieszą oczy swą urodą sprzed lat.

Ruszamy z cyklem, w którym chcemy pokazywać książki antykwaryczne, mniej lub bardziej “starożytne”. Liczymy na Państwa współpracę autorską – zachęcamy do dzielenia się wiedzą o książkach, które na Państwa półkach cieszą oczy swą urodą, a może niezwykłością, sprzed lat.

Dziś o książce, która jest perełką nie tyle literatury, co przedwojennej polskiej grafiki użytkowej.


W 1937 roku przechodnie na ulicy Szpitalnej w Warszawie z wrażenia aż zatrzymywali się na rogu Hortensji, widok zabitych deskami witryn sklepu Wedla zaskakiwał – sklep modernizował się. Po mieście gruchnęła wieść, że wnętrze opanują nikiel, szkło i “inne cudeńkanowej rzeczywistości (to słowa Tuwima – o czym dalej). Krzyk się podniósł wielki, na alarm zabiła prasa stołeczna, w “Wiadomościach Literackich”‘ ukazał się list Antoniego Sobańskiego “O zachowanie sklepu E. Wedla”‘, jako lokalu zabytkowego, z atmosferą końca XIX wieku, do ogólnej wrzawy przyłączyła się znakomita powieściopisarka Maria Kuncewiczowa mówiąc o potrzebie konserwacji niektórych architektur charakterystycznych dla secesyjnej i pseudoromantycznej Warszawy do których należy i sklep Wedla z wielkimi murzynami i z ciemnym wnętrzem, pachnącym wanilią...

Panika, jak to zwykle w Polsce bywa, była przedwczesna. Po remoncie sklep Wedla zachował swój nastrój, cudem przetrwał II wojnę światową, PRL, oddanie w ręce Pepsico i Catbery. Dziś, po kolejnym remoncie na początki XXI wieku, odświeżony i bardziej przestronny, wciąż nęci klientów górami tabliczek smakołyków i gorącą czekoladą.

Ale wróćmy do 1937 roku. Ujęty takim sentymentem do przeszłości literatów dr Jan Wedel, ówczesny właściciel fabryki, ufundował nagrodę literacką ,,za wspomnienie związane ze staroświeckim sklepem E. Wedla”. Do jury zostali powołani sprawcy zamieszania, a więc Maria Kuncewiczowa i Antonii Sobański, oraz skamandryta Julian Tuwim. Z nagrodzonych prac powstała książka jedyna w swym rodzaju: napisana przez ludzi, nic o sobie nawzajem nie wiedzących, nie znających się, dalekich sobie, którzy, mimo to – jakimś cudem (…) – zestroili się na wspólną tonację (…), niczem rozproszone instrumenty muzyczne (…), a gdy się razem zgromadziły – zagrały melodię czystą, czułą i wzruszającą. (…) Okazało się, że stary sklep Wedla zaludniony jest duchami (…) że dla jakichś tajemniczych powodów do “placówki handlowej” wtargnęła mitologia. Tak, z właściwą sobie emfazą, napisał we wstępie do książki Julian Tuwim.


Na książkę złożyło się dziesięć opowiadań. Rozpoczyna ją nie byle kto, bo sam Jarosław Iwaszkiewicz, następne nazwiska raczej nic nam nie mówią: Zofia Krzepkowska, Pia Górska, Władysław Cykowicz. Lena Solm, Szymon Gluck-Barylkski, Wacława Potemkowska, Anna Kruse, Iza Kuźmińska, Jadwiga Piasecka. Różne talenty, style, słowa – łączy je jedno: czarodziejskie wspomnienie dzieciństwa, a że związane z Wedlem i jego wyrobami? – cóż się dziwić, każdy lubi czekoladę.

Wydania książki podjęło się Towarzystwo Wydawnicze “Rój” Melchiora Wańkowicza, świat dzienny zobaczyła w 1938 roku. Oto ona: 232 strony grubego papieru, tradycyjny format A-5, wysoki, czytelny dla dzieci, stopień pisma. W sumie nic specjalnego, gdyby nie jedno ale – i l u s t r a c j e.


Z propozycją opracowania książki Rój zwrócił się do artystów z Atelier “Mewa”‘. Ta, założona w 1933 roku przez Edwarda Manteuffela i Antoniego Wajwóda, grafików z pracowni Władysława Skoczylasa (warszawska Szkoła Sztuk Pięknych), pracownia grafiki użytkowej zajmowała się m.in. projektowaniem ilustracji, okładek i obwolut. Już pierwsze książeczki ozdobione przez członków Atelier: Nasi braciszkowie oraz Podróż po mieście Ewy Szelburg-Zarembiny wydane przez Gebethnera i Wolfa spotkały się z dużym uznaniem wydawców. Ponieważ wydanie miało być bibliofilskie zaproponowano zilustrowanie każdego rozdziału przez innego grafika, i to nie zwykłym rysunkiem odbitym z kliszy chemigraficznej, ale oryginalnym drzeworytem. I tak Staroświecki sklep szczyci się ilustracjami takich tuzów ówczesnej grafiki jak: Edmund Bartłomiejczyk, Stanisław Ostoja Chrostowski, Tadeusz Cieślewski (syn), Zofia Fijałkowska, Jadwiga Hładki (później Wojewódowa), Janina Konarska, Bogna Krasnodębska-Gardowska, Edward Manteuffel, Stefan Mrożewski, Wiktor Podoski. Stanowią one preludium każdego rozdziału; zajmując całą rozkładówkę (lewa strona – nazwisko twórcy, prawa – ilustracja) stanowią niezależny, tak samo ważny jak tekst, element książki. Całość została ujęta w okładkę i obwolutę Antoniego Wajwóda. Stronę tytułową zaprojektował Edward Manteuffel.

Nie muszę chyba dodać, że jako ,,wydanie bibliofilskie” książka była numerowana – egzemplarz, który posiadam ma numer 1252.

Zawarte ilustracje to fascynujący przegląd talentów graficznych. Choć stanowią pewną całość, projekty musiały przecież mieścić się w określonych ramach, a graficy pochodzili z jednej, Władsława Skoczylasa, szkoły to przecież widać w nich różnice stylów: malarski Mrożewskiego, bajkowo-koronkowy Fijałkowskiej, geometryzujący Podoskiego. Zachwyca tajemniczy, lubujący się w architekturze Cieślewski.

A sama książka? W 1971 roku wznowiła ją SW “Czytelnik”, a jej tytuł Staroświecki sklep przylgnął do lokalu Wedla na zawsze.

…………………………………..

Literatura: Agata Pietrzak, Stefan Mrożewski i grafika książkowa ubiegłego stulecia [w:] “Biuletyn Informacyjny BN” 1/2004, str. 30.

Dodaj komentarz