Z końcem listopada tego roku nastąpiły istotne zmiany w warszawskiej drukarni Lotos-Poligrafia sp. z o.o. – z drukarni definitywnie odszedł jej dotychczasowy prezes zarządu Robert Miller. Jego miejsce zajął Edward Dreszer, który jest obecnie jedynym udziałowcem spółki
Rozmawiamy z EDWARDEM DRESZEREN
„WYDAWCA”: Odejście jednego z udziałowców i prezesa firmy to zmiana dość radykalna. Jak to wpłynie na kondycję drukarni i koncepcję funkcjonowania zakładu.
EDWARD DRESZER: Idea działania zakładu jest naszym projektem. Mówię naszym, bo poważny udział miała w tym moja małżonka, Małgorzata, również inżynier poligraf. Obecnie prowadzimy drukarnię wspólnie. Tak więc nie widzę potrzeby przeprowadzenia jakiś istotnych zmian. W dalszym ciągu nastawiamy się na produkcję czasopism, kalendarzy, akcydensów, w tym druków personalizowanych, książek w oprawie klejonej – wszystko najwyższej jakości – na co pozwala wyposażenie i kwalifikacje pracowników. Czy było jakieś zawirowanie związane z odejściem byłego prezesa? – z drukarni, głównie introligatorni odeszło kilka osób, ale uzupełniamy załogę i do końca roku, w tym zakresie, wszystko wróci do normy.
To naturalne, że tak poważna zmiana musiała wywołać zaniepokojenie naszych dostawców – odwiedzili już nas przedstawiciele najważniejszych firm, gościliśmy kolegów z Map Polska, Papyrusa, Heidelberga, firm leasingowych. Zobaczyli pracujący pełną parą, na trzy zmiany, zakład i mam nadzieję, że to ich uspokoiło. Tak jak wcześniej, obroty zakładu wynoszą ok. 2 mln zł miesięcznie, i liczę, że będą rosły.
W: Lotos już na trwale wpisał się w mapę stołecznych drukarń.
E.D.: Istniejemy od 19 lat, należymy więc do jednych z najstarszych, w pełni prywatnych zakładów; drukarń, które zaczynały prawie od zera. Dziś Lotos-Poligrafia zajmuje nowoczesną halę przy Wale Miedzeszyńskim, zatrudnia ponad 80 osób; wyposażenie drukarni to m.in. półformatowe maszyny offsetowe firmy Heidelberg, dwie naświetlarki CtP, linie do oprawy zeszytowej i bezszwowej-klejonej. Największą jednak wartością zakładu są pracownicy, z których wielu jest z nami od lat, co, szczególnie w przypadku działów technologii produkcji i przyjmowania zleceń oraz przygotowalni i obróbki form drukowych (CtP), ma kapitalne znaczenie. Przy okazji chcę się pochwalić: 90% naszej załogi ma wykształcenie poligraficzne, 86 osób wyższe – to absolwenci Instytutu Poligrafii Politechniki Warszawskiej.
W: To pewnie dlatego Lotos należy do zakładów, w których nowości techniki wdrażane są tak szybko.
E.D.: Istotnie, nie boimy się nowości, o ile oczywiście ich wdrożenie ma ekonomiczne uzsadnienie. Jako pierwsi w stolicy i trzecia drukarnia w Polsce wdrożyliśmy system CtP (naświetlarka Trendsetter 3230), jako pierwsi 8-kolorową półformatową maszynę offsetową – maszyna sterowana jest dotykowo z ekranu. Stosujemy system kontroli barwy CPC-24, który gwarantuje uzyskiwanie najwyższej jakości i powtarzalności druku, system który posiada jedynie kilkanaście drukarń w kraju. Przykłady można by mnożyć.
W: Większość wyposażenia to maszyny firmy Heidelberg.
E.D.: Heideleberg jest synonimem jakości. Związaliśmy się z tym producentem od samego istnienia drukarni i tą współpracę bardzo sobie chwalimy. Praca z takimi profesjonalistami jak prezesem Heidelberg Polska Krzysztofem Pindralem, szefem marketingu Tomaszem Pawlickim, handlowcami i serwisantami firmy to przyjemność.
W: Większość klientów, mówiąc o Waszej firmie używa nazwy Lotos, gdy tak naprawdę firma nazywa się Lotos-Poligrafia.
E.D.: Zmiana nastąpiła cztery lata temu od drukarni A.G. Poligrafia przejęliśmy nowoczesny budynek, w którym obecnie się znajdujemy.
W: Porozmawiajmy chwilę o Panu – nazwisko Dreszer mówi wiele osobom interesującym się historią Polski.
E.D.: Dreszer lub Drescher – cześć rodziny stosuje inną pisownię naszego nazwiska. Najbardziej jest znany generał Gustaw Dreszer, pseudonim Orlicz – przedwojenny działacz polityczny, legionista, zwolennik Piłsudskiego, inspektor obrony powietrznej państwa. W ogóle cała moja rodzina, zarówno ta po stronie mamy jak i ojca, to działacze patriotyczni, niezwykle zaangażowani w budowę i obronę Polski niepodległej. Dziadkowie po stronie matki byli działaczami POW, nauczycielami; i to takim prawdziwymi nauczycielami, którzy nie zważając na biedę i warunki pracy nieśli kaganek oświaty. Drugi dziadek, Paweł Dreszer, za działalność PPS-owską został w 1905 roku zesłany do Irkucka, moja mama, Alicja była żołnierzem AK, ojciec, Henryk, walczył w kampanii wrześniowej pod Chojnicami, w Borach Tucholskich, nad Bzurą, bronił Warszawy. Do Powstania Warszawskiego poszło 26 członków naszej rodziny – na szczęście wszyscy przeżyli, choć po wojnie wrócili tu tylko nieliczni, w tym moi rodzice.
Historia Polski ściśle spleciona jest z losami mojej i żony rodziny. W domu gromadzimy świadectwa ich czynów: fotografie, listy, dokumenty. Mieliśmy np. list Jarosława Iwaszkiewicza pisany w 1944 roku ze Stawisk do mojej ciotki. Prosi on w nim o pomoc dla Eryka Lipińskiego. Ratowanie wartościowych dla przyszłości Polski ludzi kultury było jej idee fixe; dzięki niej prawdopodobnie przeżył były prezydent RP Stanisław Wojciechowski, którego wyprowadziła z obozu przejściowego w Pruszkowie. Ponieważ zachowało się bardzo niewiele listów pisanych przez pisarza przekazaliśmy go do Muzeum Powstania Warszawskiego.
W: Jest Pan poligrafem – okazuje się, to tradycja rodzinna.
E.D.: Ojciec był inżynierem poligrafem. Po wojnie pracował w Wojskowej Drukarni w Gdyni, potem był szefem produkcji w Drukarni im. Rewolucji Październikowej, czyli dzisiejszej DNT, był dyrektorem technicznym w wydawnictwie Wiedza Powszechna. Z pracą ojca w Drukarni Rewolucji związana jest pewna anegdota, jak to w 1957 roku, umiejętnie negocjując z rozpoczynającą strajk z powodu nie wypłacenia premii załogą, uratował zakład przed pacyfikacją. Mieszkaliśmy wówczas w bloku mieszkalnym DNT, na siódmym piętrze – tam się urodziłem – można więc powiedzieć, że wychowałem się w drukarni. Pewnie więc nic w tym dziwnego, że po skończeniu liceum – jestem absolwentem XLVII LO im. S. Wyspiańskiego – podjąłem studia w Instytucie Poligrafii Politechniki Warszawskiej. Był to 1976 rok. W międzyczasie odbyłem praktyki w Montpellier (Francja), przez sześć miesięcy poznawałem Włochy. Po studiach pracowałem w wielu miejscach – w drukarni uczelnianej Politechniki Łódzkiej, tam też trochę wykładałem, później jako specjalista ds. sprzedaży w Technografie, technolog w Drukarni Słowa Polskiego. Przez dwa lata byłem kierownikiem działu produkcji książek w wydawnictwie MAW, fotoskładu w wydawnictwie SIGMA-NOT. Gdy tylko pojawiła się możliwość założenia własnej firmy wszystko rzuciłem, zaryzykowałem, i w 1988 roku powstał Lotos.
W: Ryzyko opłaciło się, dziś Lotos-Poligrafia należy do czołówki krajowych drukarń. Ale rozmawiamy o Panu: jest Pan członkiem wielu organizacji – w tym Polskie Izby Druku, Bractwa Gutenberga, Stowarzyszenia Absolwentów Instytutu Poligrafii PW, Sekcji Poligrafów SIMP, wchodzi Pan w skład Rady Polskiej Izby Druku – podczas głosowania, to na Pana oddano największą liczbę głosów – i Rady Krajowej Izby Gospodarczej. Znajduje Pan na to wszystko czas?
E.D.: Jestem jeszcze członkiem kilku innych organizacji, jak choćby Polskiego Związku Łowieckiego, poza tym tym uprawiam taternictwo, pasjonuję się jeździectwem – ale to dla relaksu. Czy mam na to czas? Muszę go znaleźć, nie potrafię usiedzieć spokojnie paru minut. Większość wymienionych przez Pana organizacji to stowarzyszenia zawodowe, uczestnictwo w pracach których pozwala mi na kreowanie rzeczywistości, wpływanie na to, co dzieje się w naszej branży. To bardzo ważne dla managera. Choć nie zabiegam o względy i splendory. A to, że podczas formowania Rady Polskiej Izby Druku na mnie głosowało tak wielu kolegów, dowartościowuje, przekonuje, że moja praca, dokonania, może i cechy osobowe, znajdują uznanie w ich oczach.
W.: Życzymy więc kolejnych sukcesów.
Zwiedzamy zakład
Nowoczesny budynek stoi tuż przy Wale Miedzeszyńskim. W holu gablota z przyznanymi drukarni nagrodami, w tym Złota Czcionka – nagroda z 2000 roku w konkursie czasopisma „Digit” za jakość produkcji. Drukarnie w nim startujące mają za zadanie wydrukowanie podanego wzoru – wygrywa praca maksymalnie zbliżona do oryginału. W pokonkursowym artykule zamieszczony w tym piśmie czytamy: „O zwycięstwie Lotosu zadecydował profesjonalizm pracowników, dobry park maszynowy i determinacja: Edward Dreszer (…) wcale nie był zadowolony z gotowych odbitek. Dlatego cały sześciotysięczny nakład wysłał nie do naszej redakcji, ale na przemiał. Poprawione ‘drugie wydanie’, jak się miało okazać, było już bezbłędne”. Na ścianach dyplomy, potwierdzenia posiadanych certyfikatów, w tym zintergrowanego systemu zarządzania jakością ISO 9002 i ochrony środowiska ISO 14001. Sama drukarnia zajmuje halę o powierzchni 1 tys. m/2. Ustawione w szereg drukujące maszyny offsetowe, agregat za agregatem; w tym 8-kolorowy „półformat’’ Heidelberg Speedmaster 74-8-P5 z serii DRUPA 2000; przy stole kontrolnym skaner systemu kontroli barwy CPC-24. Obok maszyny introligatorskie, w tym zbieraczka oraz linia do oprawy zeszytowej ST-300 i linia do oprawy klejonej Tigra firmy Mueller Martini. W sąsiednich pomieszczeniach miejsce znalazły dwie naświetlarki CtP oraz specjalistyczne maszyny do oprawy kalendarzy, drukarka nanosząca personalizowane teksty. Edward Dreszer podkreśla, że personalizacja druków, to coraz ważniejszy element działania Lotosu. Zaglądamy jeszcze do nowej, dobudowanej hali – ok. 200 m/2, w której stoi przygotowana do ekspedycji produkcja, i w której magazynowany jest papier. Pewnie wkrótce należy będzie dobudować kolejną część – drukarnia wciąż się rozwija. Wszędzie czysto i schludnie, wszyscy pracują nie oglądając się na nikogo.
Kończące naszą wizytę w drukarni pytanie dotyczące źródeł sukcesu, Prezes Dreszer odpowiada: „Najważniejszy jest własny przykład, własna praca i dokonania bez oglądania się wstecz i „podwieszanie” pod zasługi rodziny przeszłe i obecne. Tradycja jest jednak rzeczą ważną, nie bierzemy się przecież znikąd; kształtuje ona naszą osobowość i wzory postępowania”.
Dział, w którym zamieszczane są drobne informacje z rynku wydawniczo-księgarsko-poligraficznego.