Prezentujemy gdańską drukarnię, która powoli zmienia swą specjalizację – z typowo akcydensowej w dziełową.
Historia powstania zakładu jest typowa, podobna do wielu innych drukarń w Polsce zaczynających w momencie przełomu 1989 roku: od używanego Romayora ustawionego w wynajętym pomieszczeniu – tu kotłowni spółdzielni mieszkaniowej, po nowoczesną, zatrudniającą kilkudziesięciu pracowników firmę z certyfikatem ISO 9001:2000
O historii drukarni mówi ROMAN WŁODKOWSKI, szef produkcji: „Zaczynaliśmy jako typowa drukarnia akcydensowa – prosty druk, najpierw na Romayorze, potem, gdy zleceń było coraz więcej, na dwukolorowej Solnie; to tego gilotyna, jakiś tygiel, i to była cała drukarnia. Wydrukować, przekrawać, zapakować. Wymagania klientów jednak rosły. Należało kupić maszynę sztancującą (była to KAMA z NRD), kolejną maszynę drukującą – tu już postawiliśmy na firmę Heildeberg – maszyna typu Sorsch (służy w zakładzie po dziś dzień), zatrudnić kolejnych pracowników. W pewnym momencie okazało się, że przestajemy mieścić się w wynajmowanych pomieszczeniach kotłowni, poza tym jakieś problemy zaczął stwarzać ich właściciel, czyli spółdzielnia mieszkaniowa. Nie było wyjścia, trzeba było zacząć budować własny budynek. Właściciel firmy, Pan Rafał Rausz, kupił działkę i zaczął stawiać drukarnię. Pierwszą fazę, ok. 2,4 tys. m2, zakończono w 2002 roku. Zbiegło się to z kolejnymi inwestycjami – zakupem 6-kolorowej maszyny Heidelberg CD 74 LXXFUV do druku offsetowego i hybrydowego z dodatkową wieżą UV – była to pierwsza na Pomorzu tak nowoczesna maszyna, później linii do oprawy klejonej Wohlenberg, niciarki Stahl, automatu sztancującego Sanwa TRP-1060-SV. Cześć tych inwestycji zrealizowaliśmy z funduszy unijnych. W dalszym ciągu rozbudowywaliśmy zakład (projektując budynek przewidywaliśmy budowę etapami), tak że w tej chwili całkowita powierzchnia wynosi ok. 4 tys. m2. Za parę lat znowu będziemy się rozbudowywać – powoli robi się ciasno’’.
Oglądamy zakład: dwa oddzielne, 3-piętrowe, połączone ze sobą przeszklonym łącznikiem budynki. Nowocześnie, ale skromnie zaprojektowane, o jasnoszarej fasadzie. Przestronne, jasne hale. W „starym” budynku część produkcyjna: na parterze dwa systemy CtF Agfy oraz dwa systemy CtP, jeden półformatowy, drugi, właśnie montowany, pełnoformatowy, w pełni automatyczny (system wyposażony jest w 5 kaset podających, maszyna sama decyduje którą płytę pobrać, sama naświetla, wywołuje i wyprowadza formy drukowe) obydwa z naświetlarkami Trendsetter Heidelberga. Pełnoformatowy Trendserter to już trochę przyszłościowa inwestycja. „Drukarni wyposażona jest w maszyny drukujące półformatowe, lecz zakup maszyny o pełnym formacie za chwilę stanie się koniecznością” mówi R. Włodkowski. Na pierwszym piętrze hala maszyn drukujących – montowany jest tu kolejny, trzeci już Heidelberg – tym razem pięciokolorowy. Wszędzie palety z zadrukowaną produkcją, zwracają uwagę arkusze z trójwymiarowym obrazem. „To nasza specjalizacja”, – podkreśla z dumą R. Włodkowski – „jesteśmy bodajże jedynym zakładem w Polsce, który wykonuje tego typu produkcję”. Nie chce nam zdradzić technologii druku. „To mała tajemnica, opanowanie tej technologii wymagało wiele wysiłku i pracy”, – dodaje. Dowiadujemy się jedynie, że podstawą są dwa zdjęcia obiektu wykonane z różnych miejsc. Specjalny raster rozbija je na mikrolinie, które po wydrukowaniu na specjalnym podłożu zawierającym mikrosoczewki łączą się w naszym oku w trójwymiarowy obraz. Oglądamy tą samą pracę wydrukowaną na papierze – druk jest jakiś rozmyty, nieczytelny – gdyby pokryć go specjalną folią z mikrosoczewkami stworzyłby obraz trójwymiarowy (to druga technologia produkcji). „Produkcja tego typu to głównie akcydens: druki reklamowe, metki, kalendarze. Są na tyle oryginalne, przyciągające uwagę, że zainteresowanie nimi jest coraz większe. Ale to droga usługa” przyznaje R. Włodkowski.
Trzecie i czwarte piętra to introligatornia. Na trzecim stoją pełnoformatowe złamywarki, przy stołach pracownicy, głównie Panie, wykonujące prace ręczne. „Duża część produkcji Grafiksu to akcydensy o bardzo różnorodnym stopniu wykończenia introligatorskiego, większości prac nie da się mechanizować, stąd konieczność zatrudniania dużej ilości pracowników”, – tłumaczy R. Włodkowski. Sytuacja inaczej wygląda na ostatnim piętrze – tu zainstalowany został sprzęt do produkcji książek. Hala nie jest jeszcze zapełniona: zbieraczka Wohlenberg ustawiona w linii z oklejarką Golf 6001 oraz trójnożem, niciarka Astronic 180/42, linia do zbierania i szycia drutem Heidelberg Stitchmaster ST100.1. Oglądamy ciekawostkę – prasę uderzeniową produkcji hinduskiej – wygląda strasznie topornie ale sprawdza się ponoć znakomicie.
Nowy budynek właśnie jest oddawany do użytku. W suterynie typowe, kilkustanowiskowe studio graficzne, na piętrach biura, sala konferencyjna i… ciekawosta – dwupokojowy apartament dla gości i klientów drukarni. Sypiania przedzielona w pół rozsuwanymi drzwiami. W salonie wygodna kanapa, fotele. W każdym pomieszczeniu telewizor. Elegancka łazienka, w pełni wyposażona kuchnia. Całość klimatyzowana. Zwracamy uwagę na ogromne, automatycznie regulowane łoże. Konstatujemy, że to już przesada, z czym nie zgadza się właściciel drukarni
RAFAŁ RAUSZ, który w międzyczasie do nas dociera – „charakter pracy często wymaga obecności klienta w zakładzie, niekiedy przez kilka dni. Chcemy zapewnić mu pełen komfort. A jeśli przy okazji zechce przyjechać z rodziną, wypocząć, poopalać się latem nad morzem, to dlaczego mu w tym nie pomóc?
Rozmawiamy o kolejnej specjalizacji Grafiksu – książce. Oglądmy egzemplarze okazowe.
RAFAŁ RAUSZU.: To dość nowy dla nas temat. Nie chcemy być „tygrysem” na rynku dziełowym i walczyć z największymi – to nie jest nasz cel. Niemniej jednak dostrzegamy w tym zakresie niszę na rynku pomorskim. Przygotowaliśmy więc plan inwestycyjny i marketingowy, który realizujemy sukcesywnie już drugi rok. Planujemy zautomatyzować każdy proces technologiczny. Odświeżyliśmy w studio oprogramowania; możemy przyjąć pliki każdej, nawet najnowszej generacji. Zainwestowaliśmy w system Apogee X, nowoczesne systemy CtP. Ta część drukarni – przygotowania form drukowych – jest więc bardzo nowoczesna. Zainwestowaliśmy w sprzęt introligatorski. Kupione już maszyny nie są jeszcze wykorzystywane w pełni, niemniej zarabiają na siebie. Mamy świadomość, że pełną konkurencyjność, również cenową, osiągniemy dopiero po zainstalowaniu drukującej maszyny pełnoformatowej z drukiem dwustronnym.
„WYDAWCA”: Inwestycje robią wrażenie. Część pewnie z funduszy unijnych?
R.R.: Nie odważyłbym się za własne środki kupować nowych maszyn. Ostatnio udało nam się pozyskać dwie dotacje, na sześć złożonych – kupiliśmy sztancę, częściowo sfinansowaliśmy zakup maszyny drukującej Heidelberg i linii Wohlenberg.
W: Interesują was książki w oprawie prostej czy złożonej?
R.R.: I tej i tej, ale w segmencie nakładów od 300 do 10 tys. egzemplarzy. Książki w oprawie prostej, klejonej i szytej nićmi już wykonujemy. Przy oprawie klejonej możemy stosować kleje typu pur o bardzo wysokiej jakości klejenia. Produkujemy również zeszyty. Pewien problem sprawia nam jeszcze oprawa złożona – same okładki musimy robić na zewnątrz, pozostałe procesy na półautomatach. W ciągu najbliższych dwu lata zamierzamy jednak postawić pełną linię do oprawy złożonej – może małą BF511; kupić maszynę do produkcji okładek – może BA 240? Tak więc czeka nas jeszcze dużo pracy. Nie ukrywam że interesuje nas najwyższa jakość i dostrzegamy niedostatki naszej dzisiejszej produkcji. Ale wciąż się uczymy, chętnie słuchamy rad. Choć… mamy pierwsze małe sukcesy – w konkursie Magia Papieru organizowanym przez Cezex otrzymaliśmy pierwsze miejsce w kategorii „książki w oprawie złożonej”.
W: Skąd pomysł na książki? Czy to zmiana profilu drukarni?
R.R.: Nie zmieniamy profilu, lecz poszerzamy. Dotychczas byliśmy typową drukarnią akcydensową, takich jakich wiele w Polsce, choć z dobrze ustawionym segmentem druków trójwymiarowych – stanowiły one dużą część naszej produkcji. To jednak droga technologia i gros produkcji kierujemy na eksport, konkurując z amerykańskimi i izraelskimi firmami, które są liderami na tym rynku. Jednak sytuacja na rynku druków akcydensowych, głównie pogoń za obniżaniem cen, a tym samym spadku rentowności produkcji, spowodowała, że zaczęliśmy rozglądać się za kolejnym asortymentem. I tak pojawiła się książka – ciekawy i atrakcyjny temat. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że rynek trójmiejski jest dość mały, ale mamy przecież Szwecję na rzut beretem. Eksportujemy akcydensy, możemy eksportować i książki.
W: I to już robicie – te książki, które oglądamy , to tytuły szwedzkie.
R.R.: Na dzień dzisiejszy ok. 60% produkcji to zamówienia z tego kraju – tak więc jako drukarnia dziełowa bardziej znani jesteśmy w Szwecji niż w Polsce. Ale mamy nadzieję, że to się zmieni..
W: Praca „z książką” wymaga nieco innej organizacji pracy, bliższego kontaktu z klientem .
R.R.: Planujemy powołanie specjalnej komórki zajmującej się książką i będzie ona jedną z najprężniejszych w naszej firmie. Zatrudnimy tam kilka osób, tak zwanych opiekunów produktu. Mamy nadzieję dotrzeć z nimi do polskich klientów. Zależy nam na współpracy z małymi i średnimi wydawnictwami – giganci mają przecież „swoje” drukarnie, „swój świat”, a my w tym świecie nie mieścimy się.
Dział, w którym zamieszczane są drobne informacje z rynku wydawniczo-księgarsko-poligraficznego.