Prawie o połowę spadły zamówienia na produkcję dziełową w kraju. Te zakłady, które w dużej części drukują na eksport, co też zależy od kierunku eksportu, jeszcze jakoś się trzymają, inne, w tym duże zakłady dziełowej produkcji offsetowej, przewidują załamanie produkcji wydawniczej i recesję na rynku.
Piotr Janicki, prezes Drukarni Wydawniczej im. W.L. Anczyca S.A. w Krakowie nie ma złudzeń: “Przez zamknięcie galerii handlowych, a tym samym m.in. Empików i salonów Świata Książki, przerwany został łańcuch sprzedaży książek, z którego żyje cała nasza branża. Sprzedaż książek w księgarniach niezależnych, ze względu na ograniczenie w poruszaniu się po miastach, jest znikoma. Księgarnie nie sprzedają więc książek, wydawcy nie otrzymują za nie pieniędzy, przez co nie mają nam czym płacić. Od wydawców słyszymy, że hurtownie znacznie zmniejszyły ilości zamówień na dostawy książek. Bieżący wolumen sprzedanych egzemplarzy wynosi około 25% z okresu poprzedzającego pandemię. Na szczęście rośnie sprzedaż w Internecie ale obawiam się, iż nie wyrówna ona spadku z klasycznej sieci księgarskiej”.
Oceniając sytuację całej branży i prowadzonej przez siebie drukarni dodaje: “Branża wydawniczo-poligraficzna niestety nie dysponuje dużym kapitałem obrotowym, większość przedsiębiorstw nie ma pieniędzy „w zapasie”, co w czasie przełoży się na utratę płynności przez ich znaczną część.
Mając na uwadze wyjątkowość bieżącej sytuacji, nadal staramy się pozyskiwać nowe zlecenia, ale też nie możemy zawieść zaufania Wydawców, którzy już zlecili nam druk swoich tytułów – dlatego pragnę podkreślić, iż mając na względzie szczególne zasady bezpieczeństwa, wprowadziliśmy szereg procedur mających za zadanie umożliwienie kontynuowania produkcji w sposób ciągły, a przede wszystkim bezpieczny. Nie myślimy na razie o redukcji etatów, gdyż nasza Załoga jest wartością drukarni. Część pracy wykonywana jest zdalnie, ponadto zminimalizowaliśmy liczbę jednocześnie przebywających osób w dziale produkcji, tak aby jak najbardziej zminimalizować możliwość zarażenia się wirusem COVID-19. Nie poddajemy się – walczymy nadal, tak aby jak najmniej nas wszystkich dotknęła ta przykra sytuacja – a że wpłynie na nas to pewnik”
“Dzięki temu, że w 60% drukujemy na Zachód , możemy pracować względnie spokojnie, choć niepokój o przyszłość jest wielki – mówi Janusz Kozakoszczak, prezes zarządu drukarni cyfrowej Sowa z Piaseczna. Choć produkcja dla krajowych klientów spadła o 50%, to jakiś gwałtownych ruchów dot. zmian organizacji pracy zakładu na razie nie przewidujemy. Natomiast spadek produkcji krajowej wskazuje, jak wielkie jest załamanie naszego rynku wydawniczego, dużo większe, wg naszych informacji, niż na zachodzie Europy” – dodaje.
Jak na razie całkiem nieźle radzi sobie inowrocławski Totem – jedna z największych w Polsce drukarni cyfrowych. Zakład jeszcze przed ogłoszeniem stanu epidemii zaczął się przygotowywać do pracy w ekstremalnych warunkach. Dział obsługi klienta pracuje zdalnie, zaostrzone są wszelkie procedury dot. ochrony zdrowia, sprowadzany papier przechodzi kwarantannę.
Drukarnia wciąż pracuje pełną parą, na trzy zmiany, choć, jak przyznaje Bartosz Rejnowski, dyrektor zakładu, już daje się odczuć spadek zamówień ze strony wydawców. B. Rejnowski bardziej przejmuje się jednak tym co będzie dalej: “Kilka miesięcy postoju zakładów, a polska poligrafia, której brak własnego poważnego kapitału zakładowego, która ma do spłacania leasingi, będzie musiała upaść – i to dotyczy nie tylko naszej branży poligraficznej. Na pomoc rządu najwyraźniej nie można liczyć. Inne kraje radzą sobie zdecydowanie lepiej, pompując w gospodarkę ogromne pieniądze. Pewnie w wielu drukarniach dojdzie do cięć kosztów, zwalniania pracowników. Myślę, że dla wszystkich tłuste lata się skończyły. Przewiduję, że po pandemii spadną zarobki, ludzie staną się bardziej oszczędni, polski rynek wydawniczy skurczy się o kilkadziesiąt procent; w końcu książka nie należy do produktów pierwszej potrzeby”. Widzi też pewne plusy: “Idą czasy, w których zacznie się szanować pracę”. A na odbudowę poligrafii, w tym całej gospodarki, ma jeden pomysł, i tu apel do wydawców – “inwestujcie w polskie drukarnie, zlecajcie nam pracę”.
W kolejnej największej krajowej drukarni cyfrowej – w szczecińskim Print Group – jak na razie do zwolnień nie dochodzi, choć i tam odczuwany już jest spadek zamówień. Zakład w większości realizuje kontrakty zagraniczne, klienci to m.in. wydawcy z Włoch, Francji, Hiszpanii, Niemiec, czyli krajów, które w danej chwili koronawirus dotknął najbardziej. To tłumaczy spadek produkcji. “Tak naprawdę to dopiero kwiecień pokaże, na czym stoimy. Choć i tak nie wiemy, co będzie dalej. W tej chwili w zasadzie moglibyśmy pracować na dwie zmiany, jednak ze względu na zagrożenie epidemiczne utrzymujemy nocną zmianę, chcąc do minimum ograniczyć ew. rozprzestrzenianie się wirusa wśród załogi” – mówi Łukasz Moleski, specjalista ds. produkcji dziełowej w zakładzie. “A przewidując najgorsze, negocjujemy z bankami i firmami leasingowymi o odroczenie spłat rat kredytów, staramy się o wsparcie miasta – w końcu jesteśmy jednym z największych zakładów w Szczecinie” – dodaje.
Minorowe nastroje panują wśród szefostw drukarń offsetowych. Tu nakłady książek są wyższe niż w cyfrówkach, spadek więc zamówień powinien być bardziej odczuwalny. Jednak w większości zakładów wciąż utrzymywana jest praca trzyzmianowa, choć, jak przyznają szefowie zakładów, jest to praca szarpana.
Plotki, nie wiadomo skąd brane, o masowych zwolnieniach w drukarniach i zamykanych zakładach krążą już po kraju. Czemu służą?
Poprosiliśmy szefów drukarń o ocenę założeń Tarczy Antykryzysowej. Niektóre nie nadają się do publikacji, wyważone ich podsumowanie dał natomiast prezes drukarni Pozkal Artur Chęsy: “Drukarnie muszą się zdecydować, czy sięgać po dość wątpliwą pomoc państwa, czy też restrukturyzować zakłady, czyli, niestety, zwalniać ludzi. To bardzo bolesne, ale często jedynie możliwe, aby utrzymać zakład przy życiu, a po chwili, gdy pandemia minie, próbować odbudować firmę”. Jak postąpi szefostwo tego jednego z większych w Polsce, bo zatrudniającego ponad 200 osób dziełowego zakładu poligraficznego? “Najbliższy miesiąc pokaże, jak będzie rozwijać się sytuacja” – dodał A. Chęsy.
Czy drukarnie poradzą sobie same w tej trudnej sytuacji? Dostosowały się do zasad pracy czasu koronawirusa, wciąż próbują szukać zewnętrznego wsparcia finansowego. Obawy o przyszłość, obawy przed utratą płynności finansowej, zatorów płatniczych, które pamiętamy sprzed lat, dochodzą z każdej ze stron rynku. Pewnie minie kilka miesięcy nim gospodarka ruszy, nim zaczną spływać realne, nie na fakturze, pieniądze. Do tego czasu, bez wsparcia Państwa, bez kredytów, najchętniej nieoprocentowanych, całą naszą branżę może ogarnąć trudna do odrobienia zapaść.
Andrzej Palacz (ur.1957), redaktor naczelny magazynu ,,Wydawca” i portalu wydawca.com.pl, wydawca książek (literatura historyczna), dziennikarz branżowy, tłumacz, autor książki “Karolina Sobańska. Odeska Mata Hari”. Wykładowca edytorstwa i poligrafii na Podyplomowych Studiach Polityki Wydawniczej i Księgarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Absolwent Moskiewskiego Instytutu Poligrafii.
Prawda. Trudny okres przed branżą poligraficzna Ale co nas nie złamie to nas wzmocni