Drukarnie Poligrafia

SOWA na drodze zmian

To chyba nasz najdłużej przygotowywany materiał. Wywiad z Łukaszem Wąwoźnym, prezesem zarządu drukarni cyfrowej Sowa, oraz prezentację na naszych łamach zakładu planowaliśmy w ubiegłym roku. Okazji było aż nadto – zmiany własnościowe w drukarni, nowe kierownictwo, nowe inwestycje. W piaseczyńskiej drukarni pojawiliśmy się 11 marca 2020 roku, kilka dni później władze kraju ogłosiły lockdown…
Jesienią 2021 ponownie odwiedziliśmy zakład. Do Piaseczna jechaliśmy tym razem również z gratulacjami – Sowa dwukrotnie zwyciężyła w Rankingu Polskich Drukarń Dziełowych WYDAWCY WYBIERAJĄ DRUKARNIE.


Pierwsze pytanie mogło być tylko jedno: jak sobie poradziliście w tym trudnym, pandemicznym okresie?
Łukasz Wąwoźny: Na szczęście wśród naszych pracowników mało było chorych, ale też sporo kwarantann, co musiało wpłynąć na pracę zakładu. Tu chciałbym podziękować naszym klientom, którzy rozumieli sytuację i jeśli była taka potrzeba starali się przekładać terminy odbioru zamówionych u nas książek. Tak że spadku produkcji nie było. Teraz pracujemy na trzy zmiany, zleceń jest dużo, 50-osobowa załoga ma więc co robić.

W Sowie zarządzałeś produkcją. Teraz jesteś jej właścicielem. Skąd taka decyzja?
W Sowie pracuję od 2015 roku, byłem tu szefem produkcji, potem szefem operacyjnym. Drukarnię więc znam od podszewki. Widziałem w niej szansę na duży rozwój, potrzebę wniesienia nowego życia, realizację wizji nowych czasów, gdzie druk cyfrowy będzie wyprzedzał druk offsetowy w zakresie druku książek.
Poprzedni właściciel Sowy od dłuższego czasu nosił się z zamiarem jej sprzedaży, co nie było proste ze względu na dość dużą, jak na drukarnię cyfrową, jej wielkość. Podjąłem to wyzwanie i w pierwszej połowie 2020 roku odkupiłem zakład. Obecnie jestem prezesem zarządu firmy, natomiast były szef zakładu, pan Janusz Kozakoszczak, jest członkiem zarządu, podobnie jak doskonale znany wydawcom Grzegorz Majerowicz. Obydwaj pełnią tu funkcje doradcze.

Sowa to nie Twoje pierwsze miejsce pracy.
Całe moje życie zawodowe związane jest z poligrafią; mogę je już powoli podsumowywać, niedawno skończyłem 40 lat. Studiowałem poligrafię i zarządzanie. Potem pracowałem w różnych miejscach, założyłem nawet wydawnictwo, które do dziś wydaje czasopisma hobbistyczne z modelami do sklejania. Sam kiedyś je kleiłem, nawet wyczynowo, wygrywając, mówiąc nieskromnie, w różnych konkursach. Potem była dłuższa i bardzo ciekawa przygoda w Takcie z Bolesławia pod Olkuszem, drukarni specjalizującej się w produkcji opakowań CD i płyt – byłem tam szefem introligatorni. Potem już tylko Sowa.


Obecnie jesteśmy firmą bardziej dynamiczną, nastawioną na rozwój. To zmiana myślenia w stosunki do wcześniejszego zarządu. Doposażyliśmy się sprzętowo, automatyzujemy jak najwięcej procesów, co ma przełożenie na cenę, na jakość, na wydajność i terminy realizacji zleceń. Wcześniej były z tym problemy.


Co zmieniłeś w drukarni?
Obecnie jesteśmy firmą bardziej dynamiczną, nastawioną na rozwój. To zmiana myślenia w stosunki do wcześniejszego zarządu. Doposażyliśmy się sprzętowo, automatyzujemy jak najwięcej procesów, co ma przełożenie na cenę, na jakość, na wydajność i terminy realizacji zleceń. Wcześniej były z tym problemy. Dziś jesteśmy w stanie konkurować cenowo z offsetem nawet przy nakładach 3,5 tys. egz. Oferujemy wydawcom ciekawe rozwiązania organizacyjne. Dzięki temu klienci wracają, dochodzą nowi, rozwija się eksport, który obecnie stanowi znacznie ponad 30% naszej produkcji.

Co to za rozwiązania?
A choćby dzielenie nakładu i rozsyłanie go pod wskazane adresy. Umawiamy się z wydawcą na jakiś nakład, np. 2 tys. egz., ustalamy cenę, ale drukujemy i rozliczamy po 200 egz. Dla klientów zagranicznych to standard, dla naszych wciąż nowość. Wygoda dla klienta ewidentna – zmniejsza ryzyko finansowe, pozbywa się magazynu, nie musi nikogo tam zatrudniać…

Domyślam się, że każdego dnia obsługujecie po kilkadziesiąt zamówień. Jak to ogarnąć logistycznie?
Rocznie realizujemy około 13-14 tys. zleceń. Nad logistyką panuje system komputerowy, który w pełni zautomatyzował wszystkie procesy, włącznie z fakturowaniem, wysyłką, nawet zamawianiem papieru. Bez tego byśmy się pogubili. Obecnie pracujemy także nad systemem dla klientów, który umożliwi im zarządzanie swoimi zleceniami, dodrukami, magazynem oraz sklepem oferującym druk książek on- line.

Nie obawiasz się konkurencji?
Więcej uwagi musimy poświęcić promocji naszego zakładu, natomiast rynek książki jest wciąż wzrostowy, dla każdego znajdzie się więc miejsce. Obawiam się tylko Amazona, jego ekspansywnej polityki wysyłkowej. Ten potentat przecież, podobnie jak my, stosuje zasadę druku na życzenie. My mamy jednak przewagę, ponieważ podchodzimy do każdego Wydawcy indywidualnie, dopasowujemy się do jego potrzeb na wielu płaszczyznach. Przypominam, że Sowa to nie tylko drukarnia, to także dwa projekty internetowe, które zapewniają nam część produkcji. Mówię tu o wyczerpane.pl oraz wydacksiazke.pl. Pierwsza ma na celu drukowanie i sprzedaż w imieniu wydawcy książek, które wypadły już z księgarskiego obiegu, druga skierowana jest na obsługę selfpublisherów, wraz z możliwą obsługą dystrybucji książki.

Pierwszy projekt nie rozwija się tak, jakby się tego chciało, na przeszkodzie wciąż stoją prawa autorskie, trudności z ich przedłużeniem na okres umieszczenia w projekcie. Wielka szkoda, bo na zachodzie wydawcy traktują tę część biznesu bardzo poważnie, a na podstawie naszych wieloletnich doświadczeń z polskimi wydawcami mogę powiedzieć, że przychody z takiej działalności mogą być naprawdę pokaźne. Tym bardziej, że nie wymaga to w zasadzie żadnego ich zaangażowania, wszystko, łącznie z dystrybucją i rozliczeniami, leży po naszej stronie.

Rozwija się natomiast drugi projekt. Tu wciąż przybywa klientów, w ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaż wzrosła dwukrotnie. Selfpublisherom oferujemy oprócz samego składu i druku pomoc przy dystrybucji, ich książki trafiają do sieci Empiku – wszystkie na empik.com, wybrane do sprzedaży stacjonarnej oraz do hurtowni księgarskich.


Jeden z ostatnich nabytków Sowy: linia roll to stack marki Hunkler. Stoja od lewej: Michał Okurowski (Docufield) i Łukasz Wąwożny

Inwestycje ostatnich dwóch lat robią wrażenie. Pod koniec grudnia 2019 w drukarni ruszyła pierwsza w tej części Europy zwojowa (z roli na rolę) atramentowa maszyna Xerox Trivor 2400 HD; maszyna przeznaczona jest do druku książek czarno-białych z wydajnością 200 m/min, system druku pozwala uzyskiwać wysoką jakość obrazu – 1200 dpi/cal. Druga inwestycja w zakresie druku to 8-kolorowa arkuszowa Xerox Iridesse – poza kolorami cmykowymi maszyna drukuje farbą o kolorach białym, srebrnym i złotym oraz bezbarwnym lakierem.

Łukasz Wąwoźny przyznaje, że inwestycje te zdecydowanie zwiększyły możliwości drukarni w zakresie czarno-białego druku książek, które stanowią ponad 90% jej produkcji oraz produkcji barwnej. Xerox Trivor 2400 HD w ciągu zmiany wykonuje tyle, co wszystkie maszyny arkuszowe (5 systemów) razem wzięte a Xerox Iridesse rozwiązał problemy z drukiem barwnym, rozszerzając jednocześnie ofertę technologiczną – maszyna ta pozwala na wspaniałe efekty, nadrukowując np. kolor złoty kolorami cmyku uzyskamy niesamowity, metaliczny efekt koloru. – Klient często kupuje oczami i dotykiem – podkreśla Ł. Wąwoźny.

To nie wszystko jeśli chodzi o uszlachetnianie produkcji. W kwietniu 2020 roku zainstalowano w Sowie maszynę MGI JetVarnish 3D Koniki-Minolty. Jej możliwości czytelnicy „Wydawcy” doskonale znają, na tego typu maszynie uszlachetniane są okładki naszego pisma: złocenie, lakierowanie miejscowe 2- i 3d, personalizacja – wszystko w jednym przebiegu przez maszynę. Łukasz Wąwoźny podkreśla, że dzięki tej maszynie przybyło sporo klientów, którzy potrzebują, aby ich po raz kolejny drukowane książki wyglądały identycznie jak wcześniejsze. W tradycyjnych technologiach byłoby to nieopłacalne przy dodrukach, które często oscylują wokół 50-100 egz.

Zakład został doinwestowany również w zakresie introligatorni. Ze zwojową maszyną drukującą współpracują aż dwie linie typu roll to stack marki Hunkeler, umożliwiające poprzeczne rotacyjne odcinanie wstęgi na arkusze, a następnie wzdłużne rozcinanie arkusza na użytki i wykładanie w postaci już przygotowanych bloków książek. Zakupiono też nowe maszyny firmy Mueller Martini: trójnóż Merit oraz maszynę do oprawy klejonej Vareo. Wysoka wydajność tej trzyszczękowej maszyny (1300 egz./h) nie stanowi tu przeszkody przy oprawie małych, liczących po kilkadziesiąt egz. nakładów; szczęki maszyny w locie mogą przestawiać się na inny format, dzięki czemu jednocześnie można oprawiać wiele książek. Całością steruje tu automatyka, zczytująca kody bloku książki i okładki, aby dopasować je do siebie.

W planach jest modernizacja działu oprawy złożonej, która obecnie realizowana jest z wykorzystaniem półautomatów oraz inwestycja w atramentowy druk kolorowy wysokiej jakości, przewyższającej nawet druk offsetowy.
(gp)

Dodaj komentarz